Powrót do Capt. Leszek

Sydney Marie

Dziennik No. 6

Witam jak zwykle wiernych subskrybentów naszym ukochanym kraju. Tym razem z kraju Kapitana Jacka Sparrow. Czyli z Trynidadu i Tobago. Takie dwie zabawne wysepki na Karaibach, nawet nazwa miejsca sie zgadza z filmem Piraci z Karaibów. Jestem aktualnie na kotwicy w zatoce Charunaga Bay, a scislej mówiac w malenkiej koralowej zatoczce Coral Bay, która jest czescia Charunaga Bay.

Ale zacznijmy od początku.

Tak w ogóle, to przylecialem na Trynidad 11-tego sierpnia i najpierw siedzialem sobie 3 dni w hotelu. 
Nie moge narzekac, bylo sympatycznie. Hotel 3-gwiazdki Hilton Plaza z wlasnym basenem w ksztalcie 
trójlistnej koniczynki z siedzonkami w wodzie, takimi, ze mozna sobie usiasc i wypic drinka w basenie bez 
koniecznosci wychodzenia i wlasna silownia (korzystalem tylko z basenu). Jednym slowem bajka. 
No ale kazda bajka ma swój koniec, moja tez sie skonczyla. Niestety dosyc szybko.
SYDNEY_MARIEMój nowy statek nazywa sie Sydney Marie i nosi 
Panamska bandere (teraz jestem Panamczykiem). 
Sydney Marie zostala zbudowana w Norwegii w 1976 roku, 
jest wiec, jak na statek dosyc leciwa. 
Ma to swoje zle i dobre strony. 
Zla strona, to fakt, ze jest wiekowa i wszystkie 
urzadzenia na statku maja swój wiek i sie psuja. 
Taka jest kolej rzeczy.
Dobra strona, to fakt, ze w 1976-tym roku statki byly 
jeszcze budowane dla marynarzy i do przewozenia  
towarów. Teraz sa budowane tylko do przewozenia towarów.
Nikt sie nie przejmuje zaloga.  Niestety dziala to 
w dwie strony, dzisiejsze zalogi nie przejmuja sie 
statkami i ma to swoje konsekwencje.
Tak wiec w konsekwencji mam na statku mahoniowe drzwi i mosiezne klamki.Problem, 
to brak odpowiedniego utrzymania. Statek jest po prostu brudny i zaniedbany, potwornie zaniedbany. 
Ktos do tego dopuscil, niestety moja w tym glowa, zeby to wszystko wyprowadzic na dobra droge.
Mój nowy adres jest w naglówku, nie bójcie sie go uzywac, jeszcze nie mam chandry,  
ale z przyjemnoscia bym sobie poczytal jakies widomosci od Was.

Z marynarskim pozdrowieniem Leszek

brgds Capt. Leszek Polczyk


Dziennik No. 7
Charunaga Bay 23.08.2011 Tak wiec w dalszym ciagu podziwiam Trynidad, z pewnego dystansu, zdaje sie,
ze na ladzie sa jakies zamieszki. Mnie dotyczy to tylko posrednio. Robotnicy, którzy pracuja na statku musza
wczesniej konczyc prace bo zdaje sie jest godzina policyjna. U mnie spokój.
Tak w ogóle to nawet bym powiedzial, ze jest pieknie. Wyspa jest bardzo zielona z wystajacymi z wody górami, nawet przypominaja mi te w okolicach Wierchomli, tylko,tu jest jeszcze Morze. No i troche inne zwierzatka. Codziennie wieczorkiem przelatuja stadka papugajów, w wodzie plywaja sobie Bellony i jakies inne rybki, których nie rozpoznaje. Filipki nawet cos tam zlowily i nawet dosyc duze,
ale mi sie nie chce smazyc, a oni nie umieja tego przyrzadzic w zjadliwy sposób.
Temperatura w nocy jest dosyc przyjemna okolo 28 stopni, w dzien jest juz gorzej, jakies 36, ale to juz wlasciwie koniec lata. Mniej wiecej w pazdzierniku zaczyna sie w tym rejonie sezon turystyczny. Temperatury sa normalniejsze, a i sztormów mniej. Co ciekawe, Jolka ostatnio mi narzekala na komary, tu wlasciwie ich nie ma. Jest troche muszek, ciem i takie smieszne rude netoperki co je ganiaja
ale komarów nie ma. No i dobrze.Charunagas to nawet chyba nie miejscowosc, z tego co widzialem to po prostu miejsce w którym baaaardzo bogaci ludzie trzymaja baaaardzo wypasione jachty.
Przy paru to nawet mi szczeka opadla, a pare ladnych jachtów juz w zyciu widzialem.
Taki jeden to byl nawet na sprzedaz, ladniutki katamaran jakies 12-14 m dlugosci za glupie 200 000 USD.
Na razie to musze skonczyc ten kontrakt, a potem sie zobaczy. A póki co to jutro mamy zacumowac do kei
i robic dalszy ciag napraw, a co z tych napraw wyjdzie to zobaczymy. Wedlug mnie to nic dobrego.
Tak to jest jak sie próbuje uzywac tluczonego szkla jako substytutu papieru toaletowego.
Sciskam wszystkich
Leszek brgds Capt. Leszek Polczyk

 

Dziennik No. 8

03.09.2011
Prawie na Sw Krzyzu.
Tak patrze sobie czasami na mape I dochodze do wniosku, ze jestem w najbardziej swietym rejonie na 
Swiecie, tu wszystko jest swiete. Teraz plyne na St Croix (Sw Krzyz), czyli jedna 
z Amerykanskich Wysp Dziewiczych (to nalezy do USA). Nazwy myla, wszystko tu sie mieszalo, 
jakas wyspa byla sobie spokojnie na oceanie z tubylcami palmami i papugajami, a potem nagle 
przyplywja jacys brodaci Konkwistadorzy i nazywaja ja Trinidad(Trojca, w domysle oczywiscie Swieta), 
potem na nich napadaja Francuzi i po szybkim zwyciestwie zakladaja miasteczko St Piere (czyli swiety 
Piotr) z ktorego dwa dni temu wyplynalem, tych z kolei wypieraja Angole, wlasciwie wszystko jest juz 
nazwane, wiec zeby bylo wiadomo, ze tu byli wprowadzaja ruch lewostronny. 
Co ciekawe nikt nie zmienial raz nadanych nazw, jesli oczywiscie nie liczyc barbarzynskich nazw tubylcow, 
ktorzy zreszta zostali dosyc szybko wyrznieci, tak wiec nie mial kto sie o oryginalne nazwy upomniec. 
Wiekszosc nazw na Trinidadzie jest Hiszpanska, mimo, ze mowi sie tu po angielsku.
Tak wiec plyne sobie na ten Swiety Krzyz I poki co mam chyba pierwszy i ostatni dzien w miare swietego 
spokoju. Wyglada na to, ze wdepnalem w niezle szambo i tak szczerze mowiac 
to nie bardzo wiem co z tym zrobic.
Przeklenstwem statku jest rotacja, 2 dni w porcie 1,5 dnia plyniecia, 1.5 dnia w porcie 2 dni plyniecia. 
Wyglada na to, ze te prawie 3 tygodnie napraw na Trynidadzie to byl nalspokojniejszy okres tego kontraktu. 
Nawet Kompania nie przynudzala, mieli bezposredni kontakt z superintendentami na burcie, 
a ja “sie wdrazalem”.
Tak wiec powinienem byc zupelnie wdrozony, ale jakos sie nie czuje. Jednak czytanie instrukcji, 
bez praktycznego jej wdrazania to jak lizanie loda przez szybe.

Tak wiec w tej chwili ze wzgledu na koniec miesiaca mam rytualna wymiane maili:   – wysylam wam, maila, sprawdzcie czy w rozliczeniu wszystko OK

   – nie jest OK, filipki maja byc w kolumnie 20, a rezta w 19-tej

   – OK zmienilem, czy wszytko OK

   – Nie jest OK, Oiler ma naliczony za duzy allotment.

   –  ……. No czekam, napiszcie mi jaki ma byc ten allotment, to wy znacie wysokosc allotmentow, a nie ja

–         Acha, ma byc 683 USD

Itd itd, ale generalnie sie nie przejmuje, choc sa jeszce sprawy, a scislej mowiac ludzie, ktorzy mnie 
wkurzaja. Aktualnie wkurza mnie Kuba Wyspa jak Wulkan Goraca, a scislej mowiac jej dwaj przedstawiciele na 
pokladzie czyli moje chiefy. No ale to juz moze innom razom.
W tej chwili przygotowuje sie do wachty, bo tu je trzymam, to  nawet dobrze, musialem sobie w praktyce 
przypomniec cala nawigacje. Bedziejak znalazl jak juz Jacek kupi ten jacht i postawi go gdzies na Karaibach.
To wogole dobre miejsce na urzadzenie Wigilii, raz, ze ma sie do wyboru wszystkie Swiete wyspy, a dwa, 
wtedy jest tu milo, teraz jest za cieplo, w dzien ciagle okolo 36, w nocy nie spada ponizej 27. 
Przeklenstwo, he he he.
Ale w okolicach grudnia temperaturka stabilizuje sie na poziomie 24 stopni i jest naprawde fajnie.
Tak naprawde to jakos ciezko mi sobie wyobrazic Boze Narodzenie poza Polska, bez sniegu i z jakimis 
obrzydliwymi temperaturami typu 24 stopnie.
brgds Capt. Leszek Polczyk
------------------------------------------------------------------------------
Dziennik No. 9

Ahoj

Tak wiec plyne sobie spokojnie spowrotem na Trinidad.
Wczoraj zaladowalismy 2700 ton gipsu i dzisiaj rano wyplynelismy z Barahony (Dominikana). 
Barahona generalnie mi sie podobala, jest to miejsce z gatunku, ktory lubie.
Male miasteczko, wszystko w zasiegu reki i dosyc tanie. Tak wiec zrobilem troche zakupow na statek. 
Np glebokie talerze do zupy, tu byly po 1USD za sztuke, w USA placilem po 6 USD i w dodatku byly tylko plaskie, 
a na statku byl tylko jeden gleboki talerz uzywany przez wszystkich na zmiane. 
Tak w ogole to statek jest potwornie zaniedbany, brakuje wszystkiego, poczawszy od narzedzi, a skonczywszy 
na poscieli. Powoli to wszystko kupuje, ale mam z tym problemy,. Np wiekszosc swietych wysp ma amerykanski 
system elektryki, czyli 110 V, zeby modz uzywac nazedzi musze miec do kazdego konwerter 110->220 V.
Polowa kranow na statku cieknie lub jest w stanie nie do uzycia, ale nie moge kupic takich, zeby pasowaly
do naszego systemu hydraulicznego, to jest przeklenswo.
Co poza tym, wczoraj zmustrowal kucharz. Biedaczek zlamal paluszka i lapka mu tak spuchla,
ze wlasciwie nie nadawal sie do roboty. Tak wiec teraz plyniemy bez kucharza. Gotuje nam operator koparki
niejaki Leonardo. Co ciekawe gotuje lepiej niz byly kucharz. Tak generalnie to filipinska zaloga jest OK,
moze oprocz bosmana, ktory jest jak skrzyzowanie mrowki i osla czyli jak przodownik pracy, pracowity jak
mrowka, glupi jak osiol. Niestety mam rownierz problem z Kuba Wyspa Jak Wulkan Goraca.
A scislej mowiac z moim Chifem Oficerem.
Jest jak bosman do potegi, dawno nie widzialem takiego idioty.
Przyklad:
W Claxton Bay musielismy naprawic kotwice, zeby to zrobic trzeba bylo ja polozyc na pontonie, a potem
docholowac do brzegu. Lancuch w tym momencie byl czesciowo polorzony obok kotwicy i w czasie cholowania
spadal do wody. Byl to najbardziej niebezpieczny moment operacji, balem sie czy spadajacy lancuch
nie pociagnie za soba kotwicy. Ten idiota zaproponowal, ze bedzie popuszczal lancuch rekami,
autentycznie chcial utrzymac rekami jakies 3 tony pedzacego lancucha, twierdzil, ze on jest lekki,
dopoki nie zobaczyl jak to zapieprza, wtedy uciekal az sie kuzylo.
Tego typu kwiatki mam co chwile, udalo mu sie juz zepsuc boczne kompasy (porzadne niemieckie Anshuze)
one maja (mialy) takie porcelanowe tarcze jakies 20 cm srednicy, 1,5 mm grubosci. Polamal najpierw jedena,
a jak juz ja polamal to wzial sie za druga i tez ja polamal. Na koniec wszystko skleil loctaitem,
ale skleil tak, ze to co sie mialo obracac zostalo tez przyklejone i nie ma prawa sie ruszac.
Bedzie kosztowalo kompanie jakies 1.5 tysiaca USD.
Normalnie sie goscia boje i wyglada na to, ze bedziemy sie musieli rozstac i to bynajmniej nie za
porozumieniem stron. Nie lubie tego, ale nie mam sily ani ochoty robic swoja robote i jeszcze

jego na dodatek i zastanawiac sie co mu strzeli do glowy.

No i tym optymistycznym akcentem bede konczyl.

brgds Capt. Leszek Polczyk


Dziennik No. 10

Na morzu 23.09.2011

No to w koncu odwiedzilem Dominike, wlasciwie to Dominice.

Chyba nawet tu juz kiedys bylem w glownym porcie Roseau. Powoli zaczynam tracic rachube tych odwiedzonych 
portow. Teraz bylismy tylko w takiej malenkiej dziurze o pieknej nazwie Point Michele. Jak zwykle wszystkie 
nazwy francuskie, ale mowia tu czyms co przypomina angielski. Dominica to podobno najladniejsza z wysp 
karaibskich. Ma tylko 360 km kwadratowych (czyli ca 1/1000 Polski) ale za to rownierz 360 rzeczek 
i strumieni. Niestety tym razem nie dane mi bylo nawet postawic nogi na ladzie. Przyplynelismy o 20-tej, 
a o 6-tej rano bylo po wszystkim. Ale moge potwierdzic, ze z pewnej odleglosci wyglada naprawde ladnie. 
Jest bardzo gorzysta, gorki niewielkie, ale strome i bardzo zielona. To pewnie przez te strumienie i cieplo.
Tak wogole to klimat jest tu bardzo wilgotny, a poszczegolne wysepki latwo z daleka zauwazyc bo nad kazda 
unosi sie pioropusz chmur, pewnie z wody parujacej z roslin i strumykow.Nawet jak niebo jest bezchmurne to 
kazda wysepka ma swoja chmurowa czapeczke i jest lekko zamglona. Taki urok. Ma to tez swoje zle strony, 
z klimatyzacji na statku woda tez sie leje strumieniami. Nawet myslalem, zeby ja jakos skierowac do naszych 
zbiornikow na slodka wode (mamy jej zawsze za malo) a byloby to ladne kilkaset litrow dziennie z trzech 
niezaleznych klimatyzacji.A propos slodkiej wody, to mialem ostatnio "zdarzenie", jak zwykle bohaterem byl 
moj przyjaciel z Buena Vista Social Club (Habana).
Poniewarz na Trynidadzie slodka woda jest relatywnie tania, wiec po oproznieniu statku z ladunku kazalem 
napelnic oba zbiorniki.Jakos dwa dni pozniej poszedlem do pralni (najnizszy poziom nadbudowki) i zauwazylem,
ze caly najnizszy korytarz jest w wodzie.
Zawolalem przyjaciela chlopca biedronke i spytalem co jest grane???
- no przecierz to normalne, jak sie napelni lewy zbiornik do pelna to woda sie wlewa do korytarzy bo gdzies 
  jest dziura.
- sorry ale jak o tym wiedziales, to po co napelniales zbiornik do pelna, jak i tak wiedziales, 
  ze ta woda wycieknie???
- to proste, TY kazales napelnic zbiorniki na maxa.

Cholera, teoretycznie to on ma nawet racje.

 

brgds Capt. Leszek Polczyk


Dziennik No. 11
No to mialem tydzien pelen wrazen. Jak brzmialo stare zydowskie przeklenstwo ????

“Obys zyl w ciekawych czasach”. No to zyje, czasy sa ciekawe, a czasami za bardzo ciekawe.

Najpierw mialem wizyte prawdziwych panow Piratow.
Panowie Piratowie, (Piraci????) przyplyneli do nas wieczorkiem, kiedy juz nie bylo zbyt goraco,
zeby dzwigac te przeklete lupy w jakiejs normalnej temperaturze, a nie pocic sie w 45-ciu w sloncu.
W koncu zwiazki zawodowe Piratow tez maja cos do powiedzenia.
Tak wiec przyplyneli na dwoch lodkach po jednej z kazdej strony statku. Wsiedli na statek
(okolo 10 Piratkow) i od razu zabrali sie do roboty, tacy skubani byli pracowici, normalnie zero jakiegos
papieroska, pogaduszki, wypelniania formularzy o koniecznosci dokonania rabunku, czy czegos takiego,
tylko robota i robota. Jak w 19-tym wieku. Poniewaz moj czifek oficerek ( z Kuby Wyspy Jak Wulkan Goracej)
ich zauwazyl natychmiast oglosil alarm, po czym sam jako forpoczta tudziez zwiadowczyk ruszyl przeciwko
Piratom niczym Longinus Podbitieta na Tatarow. Za nim pobiegl drugi zwiadowczyk z Kuby Wyspy itd itd czyli
czifek inzynierek, ja bieglem jako trzeci idiota. Co ciekawe Filipki sie nie za bardzo kwapily, pewnie
dlatego, ze wiedzieli co nas czeka, a czekala nas niespodzianka.
Jak Czifek Oficerek juz byl wystarczajaco blisko chlopcy pokazali mu dosyc duze maczety i pokazali mu
co z nimi zrobia jak bedzie w zasiegu.
Czifek przystopowal, po czym odwrocil sie i spokojnie zaczal podazac spowrotem w kierunku nabudowki.
Pozostali idioci czyli czifek inzynierek i ja zrobilismy to samo (tlok sie taaaaki zrobil w przejsciu,
ze nie moglem sobie zrobic dostepu do Piratow i z nimi powalczyc, a mialem szczera ochote – teraz klamie).
Tak wiec, jak juz wiedzialem, ze chlopcy chca tylko naszych zapasow farby, a nie rznac mordowac 
I GWALCIC (jak to Piraci). To sobie spokojnie poszedlem na mostek i powiadomilem miejscowa policje. 
Policja jak to policja powiedziala, ze przyjella meldunek i powiadomi mnie o zlapaniu opryszkow, 
jak tylko zostana zlapani, czyli nigdy. W miedzyczasie patrzyllismy sobie jak piraci oprozniaja nasz 
magazynek farb. Nastepnym razem poprosze, zeby przyplyneli w czasie dnia, to sobie zrobie pare zdjec 
z imi. Im nie zaszkodzi, a ja bede mial pamiatke. A potem nastapilo najgorsze, jak sobie wspominam, 
to az mnie dreszcze, ciarki i mrowienie przechodza. Piraci odplyneli, a ja musialem wypelnic wszystkie 
kompanijne formularze, ktore w jakikolwiek sposob mogly byc zwiazane z Piractwem. 
Czysty Horror, Ruja i Porobstwo. 2 dni bezsensownej roboty.
Nastepnym razem kaze Piratom to wypelniac, moze nas zostawia w spokoju.

W nastepnym odcinku:
Jak wywalilem ze statku Pilota na zbity ryj i pierwszy raz w zyciu
samodzienie zacumowalem statek w ciezkich warunkach.

Tez HORRRRRROR, dla ladoludkow powyzej 7-miu lat.

brgds Capt. Leszek Polczyk


Dziennik No. 12
Pan Pilot
Do czego sluzy pilot, normalnie dla kazdego ladoludka pilot sluzy do zmiany kanaloww telewizorze.
Wbrew pozorom nie jest to podstawowe znaczenie tego slowa, no moze nie bylo,bo teraz to juz chyba jest.
Ale Pilot jako taki moze byc rownierz ludkiem, ktory kieruje samolotem, na przyklad.To tylko tak gwoli 
przypomnienia.
Na statku Pilot generalnie sluzy do przycumowania i odcumowania statku.
Naogol jest to ex kapitan, ktory po prostu mial dosyc plywania po morzach ioceanach i postanowil sobie 
plywac tylko lokalnie. Albo ludek specjalnie przeszkolony do tych akcji. Normalnie sa to ludki morskie 
z wielkim lokanym doswiadczeniem. Wiedza wszystko o pradach, zmiennych glebokosciach i innych lokalnych 
anomaliach. Normalnie sa wielka pomoca dla kapitana w czasie najbardziej niebezpiecznej czesci kazdej 
podrozy czyli zacumowania i odcumowania.
Status panow Pilotow jest dosyc dziwny, naogol po prostu robie to co mi kaza zrobic, ale z drugiej strony 
to ja jako Kapitan jestem odpowiedzialny za wszystko. W mysl prawa jak cos spieprza, to moge ich pociagnac 
na drodze cywilno prawnej, na zasadzie prywatnego powodztwa.
Tak juz jest i NORMALNIE to to wbrew pozorom dziala. 
Dziala do czasu az sie zepsuje i przestaje byc NORMALNIE.
28-go wrzesnia na statek wszedl Pan Pilot o wdziecznym  nazwisku Archer (Lucznik) wielki czarny bardzo 
nieszczesliwy murzyn, zameldowal sie o 0450 pomimo, ze dzien wczesniej zapowiedzial swoja wizyte na 0600 
rano wystartowanie statku nie jest takie jak samochodu, to od pol do jednej godziny.
Na dzien dobry Lucznik powiedzial mi, ze jest bardzo nieszczesliwy, ze musi tu byc, zmilczalem. 
Podroz do portu to okolo 100 mil (185 km), jakies 15 godzin.
Pan Pilot byl nieszczesliwy przez caly ten czas i dawal mi to odczuc. W koncu nadszedl ten dlugo oczekiwany 
moment zacumowania, no i zaczelly sie schody. Pierwsza lina zostala podana na lodke zeby ja docholowac do 
brzegu, mial to byc szpring, czyli lina patrzaca z dziobu w kierunku rufy, szpring rufowy patrzy z rufy 
w kierunku dziobu, razem utrzymuja statek w pozycji wzdloz kei. Liny dziobowe i rufowe trzymaja statek przy
kei. Na dzien dobry chlopcy z lodki sie pomylili i chcieli to zamocowac jako line dziobowa. 
Prosta pomylka lub nieporozumienie, dla Lucznika stalo sie to wielkim problemem zaczal WRZESZCZEC,  
i od tego momentu poczawszy nigdy nie przestal, WRZESZCZAL caly czas.
Po latach spedzonych na morzu wiem, ze WRZASK nie pomaga, ba, wrecz przeciwnie wprowadza nerwowosc 
i zamieszanie. Nie jeden raz mialem extremalna ochote zaczac wrzeszczec, to daje jedna jedyna rzecz, 
rozladowanie mojego wewnetrznego stresu. Niestety, nie moge sobie na to pozwolic, chocby nie wiem co sie 
dzialo musze wydawac komendy spokojnym, zrozumialym dla wszystkich tonem.
To jest mocno frustrujace i nabyte przez naprawde lata praktyki, ja nigdy nie wrzeszcze (no prawie nigdy, 
jak zobaczycie dalej), czasami slysze na UKF-ce wrzaski roznych ludkow i jedyne co mi wtedy przychodzi do 
glowy jest: UNPROFESSIONAL.

No ale wrocmy do historii.

Tak wiec Pan Czarny Lucznik wrzeszczy, statek powoli zbliza sie do barki przed nami, a ja w dalszym ciagu 
wypelniam jego (Lucznika) polecenia. Po paru minutach statek przypieprza w barke zacumowna przy nabrzezu 
przed nami, a po nastepnych paru sekundach w cholownik zacumowany do barki. Mam juz z lekka dosyc, informuj
Lucznika, ze ma przestac WRZESZCZEC, bo nie jestem w stanie porozumiec sie z dziobem i rufa przez jego 
wrzaski. Po nastepnych paru minutach dziob statku jest jakies 30 metrow od kei, za to mam rufe w buszu 
po drugiej stronie rzeki (byla taka ksiazka “Kapitanie rufa w krzakach”, no to to wlasnie mialem).
Czarny Lucznik nie jest w stanie wydac sensownych rozkazow, wiec jeszcze spokojnie mu mowie zeby sobie 
dal spokoj, a ja to skoncze. Na pare sekund pomoglo, na niezbyt dlugo niestety. Jak podejrzewam on nigdy nie
byl w sytuacji, ze kapitan nie potrzebuje jego pomocy. Tak wiec zaczalem to konczyc po mojemu, 
niestety Lucznik nie dal sobie spokoju, zamiast sie zamknac i siedziec cicho zaczal znowu WRZESZCZEC jakies 
idiotyczne komendy. Teraz to juz mialem kompletnie dosyc, zrobilem specjalnie dla niego (i dla siebie w ramach 
antystresu) wyjatek i ZACZALEM WRZESZCZEC, wywrzeszczalem, ze jest “dismissed” (zwolniony) ze wszystkich 
obowiazkow, ja jestem “in command” (pelniacy obowiazki, jak bym przed tem nie byl!!!!!), a on ma natychmiast 
zniknac z moich oczu. Przykro powiedziec, ale jezyk, ktorego uzywalem jest poza wszelka cenzura, 
nie powinienem tego robic, czasami nerwy puszczaja, ale placa mi za to, zeby nie puszczaly i mam nadzieje, 
ze w przyszlosci to sie nie powtorzy.
Jak juz bede kogos wywalal to spokojnie i  z usmiechem na ustach.
No ale tak czy siak pomoglo, zniknal, aczkolwiek niechetnie, gdyby nie zniknal mialem szczery zamiar zawolac
zaloge i zamknac  goscia  w pustej kabinie (silom i godnosciom osobistom, jak mowil sp Kobuszewski).
Na dowidzenia powiedzial, ze nasle na mnie PSC (Port State  Control, to cos jak polski NIK).
Tak wiec po nastepnych 15-tu minutach zacumowalem statek. A potem to juz byl tylko HORROR, musialem przez 
nastepne pare godzin wypelniac papiery, dlaczego wyrzucilem Pilota, zreszta jeszcze tego nie skonczylem, 
te papiery sa mocno skomplikowane i wszystko musi isc przez lokalnego notariusza.
Rano mialem dyskusje z naszym agentem Kowalskim (Smith brzmi imie jego, tez czarny jak asfalt, 
ale bardzo mily facio). Po dlugiej dyskusji uzgodnilismy, ze jak pan Lucznik da sobie spokoj z PSC, 
to ja nie wysle Sea Protestu. Lucznik chyba zrozumial, ze jak to wysle, to jest skonczony, 
a ja naprawde nie mam ochoty nikogo zabijac.
brgds Capt. Leszek Polczyk


Dziennik No. 13

No to jestem w dzikiej Polodniowo Amerykanskiej Dziungli. Miejsce jest naprawde dziewicze. 
Plynie sie w gore rzeki 6 godzin i wokolo caly czas Dziungla i Dziungla. Naprawde mnustwo drzew i krzakow, 
ktorych kompletnie nie jestem w stanie rozpoznac. Rzadne z nich nieprzypomina drzew  w Polsce. Maja dziwne 
ksztalty i owoce. Rzeka tez jest inna niz w Polsce. Przede wszystkim jest to rzeka plywowa.
Plyw, czyli morska woda wdziera sie dosyc gleboko w rzeke. Powoduje to, ze roslinki rosnace wzdluz nabrzezy 
musza byc przyzwyczajone do wody slodkiej i slonej. Te duze to sa chyba Mangrowce, ale glowy nie dam sobie 
uciac (ani niczego innego tez nie dam sobie uciac). Rzeka co jakis czas zmienia kolor, od amarantowego 
poprzez brudno brazowy do sliwkowego, taka prawie tecza. Zalezna od tego co do nij splywa z okolic.
Na poczatku to nawet jeszcze byla cywilizacja. Piekna wieza ze Starozytnym Zegarem (chyba po Holendrach). 
A potem to juz bylo tylko bardziej i bardziej sympatycznie.
Cywilizacja zaczella ustepowac. Pojawialy sie domki na palach
Co jakies pol do jednego kilometra, domki sa sympatyczne, naogol z drewna i na palach zeby sie chronic przed
wylewami. Kazdy domek ma wlasny pomost naogol zakonczony lodka.
To jednak o wiele bardziej wodna cywilizacja niz nasza. Wlasciwie wszystko tu sie chyba obraca wokol wody, 
jest to glowna  droga transportowa, normalne drogi niby sa, ale z tego co widze, to sa osiagalne dla jakis 
30 gora 40% populacji. Reszta wiosluje. Naprawde wiosluje, tylko bogatszych stac na silnik do lodki, 
reszta, czyli okolo 50% populacji wiosluje jak w 19-tym wieku. No i moze tak jest lepiej????
Ludzie, ktorych tu widzialem nie wygladaja na nieszczesliwych, a raczej wrecz przeciwnie.
Wiosluja sobie zeby odwiedzic znajomych, rodzine, zrobic zakupy albo skoczyc na dyskoteke. 
Widac, ze maja to we krwi.
Najbardziej to mi przypomina programy Cejrowskiego, nie umiem tak ladnie i barwnie tego ubrac w slowa, 
ale to jest to. Tak sobie pomyslalem kiedy w koncu zobaczylem moj “PORT”.

Port to jest po prostu dziura w nabrzezu. Nawet niezbyt duza dziura, taka, zeby zmiescic 80-cio metrowy 
statek. Wszystkie pacholki to po prostu pnie drzew. Gdybym sie mial zalozyc, czy to wogole jest legalna 
Kopalnia Piasku (Ladujemy Piasek), to mialbym watpliwosci. Wyglada to tak, jak gdyby ktos wycial kawal 
Dziungli, postawil pare koparek i robil biznes.
Z tego co wiem, to nawet na Mississippi w USA takie nielegalne sytuacje sa normalne, a co dopiero mowic 
o tutejszych warunkach??? Tak wiec mam znowu dziob i rufe w krzakach.
A potem nastapila czesc rozrywkowa. Po paru minutach od zacumowania przyplynelly lodki z chandlarzami. 
Mieli to, co ta ziemia rodzi, ananasy, dzikie banany, Sweet Melony, kapuste, ogorki, wypcahne 
i zywe krokodyle itd. itp. Handel tu tez jest jak w 19-tym wieku, no moze juz nie chca paciorkow 
i stalowych gwozdzi, ale wlasciwie wszystko zostalo zakupione za “Disla”, czyli za paliwo, mam tego jakies 
12 ton nadwyzki, tak wiec bylem “Bogatym Morski Ludkiem”, nawet moglem wybrzydzac, 
zwlaszcza jak sie zorientowali, ze wlasciwie, to wszystko i tak juz mam (kupilem niepotrzebnie w poprzednim
porcie).
Tak naprawde, to to jest caly urok takich miejsc, handlowanie, zartowanie, przekomazanie sie. 
Kontakt z miejscowymi, i to nie z boyem z hotelu, tylko z tymi prawdziwymi, ktorzy zeby zarobic pare groszy
musza pare godzin pedalowac wioslami zeby do mnie dotrzec. Mam nadzieje, ze dalem im cos, to jest wazne, 
zeby ludziom cos dawac, np dawac zarobic. Nie za friko, tylko tak normalnie. Ty cos zrobiles, zeby przezyc,
np nazbierales banany. Ja moge to kupic, za jakas normalna cene. Tutaj to dziala w sposob naturalny 
i naprawde bezposredni, nie ma kart bankowych, ani pieprzonych bankow nawet. 
Cala wymiana jest naturalna i oparta na zdrowych relacjach.
I wszystko byloby piekne, jak w 19-tym wieku, gdyby nie to 21-szo wieczne tempo.
Takie mam wrazenie, ze nasze tempo zycia cos zabija. Chyba powoli zabija radosc z zycia i ochote do zycia. 
W tym tempie to po prostu przestaje sprawiac radosc.
Moze powinnismy zaczac sie nad tym czy warto????

brgds Capt. Leszek Polczyk


Dziennik No. 14Gdzies miedzy Swieta Lucja i Sw Tomaszem

I tak mi to zycie mija miedzy tymi wszystkimi swietymi. A zbliza sie powoli Wszystkich Swietych,

no to na toSwieto tam wlasnie bede, czyli u Wszystkich Swietych.
Opuscilem ostatnio Gergetown (Miasto Jerzego, niby nie napisano, ze swietego, ale poniewarz innych tu nie ma

,wiec przyjmuje, ze ten akurat tez byl swiety)
Miasto i nabrzeze bajkowe, jak w Piratch z Karaibow albo z innego podobnego filmu.
Miasto jak miasto, po prostu standardowy lokalny grajdolek, niewiele widzialem, bo jak zwykle nie bylo
czasu. Za to nabrzeze bylo bajkowe.
Nabrzeze z drewna, grube dechy i ludki robiace dziury na sruby za pomoca wielkich recznych swidrow,
cos czego nigdy w zyciu nie widzialem, niby wiedzialem, ze tak mozna, ale byl to dla mnie 19-ty wiek.
Obrazki ze starych filmow. Tutaj to funkcjonuje, i to calkiem niezle funkcjonuje.
Do tego stateczki, mnustwo malych stateczkow. Stateczkow w roznym wieku i stanie.
Najstarszy, sadzac po ksztaltach, byl chyba gdzies z poczatku lat 30-tych poprzedniego 20-go wieku.
Cos wrecz niesamowitego, stare statki maja jednak w sobie to COS, moze dlatego, ze kiedys
w wiekszosci byly budowane na indywidualne zmowienie i w zwiaku z tym byly robione dla kogos,
kto to chcial miec je dla siebie. To zawsze byly dosyc drogie zabawki. Teraz sie to robi z tasmy, nie ma ni indywidualnego, tak jak w nowoczesnych samochodach, dopoki nie zobaczysz z bliska znaczka nie wiesz czy to
Volksvagen, czy Volvo, czy Subaru.
Te stare stateczki sa po prostu piekne, maja rzeczy, ktorych sie wspolczesnie nie spotyka.
Np szersztoki, ostatni raz widzialem szersztoki w 1985-tym roku, na ss Turlejskim, a statek byl zbudowany
w 1933-cim (Ostatni prawdziwy parowiec w Polskiej flocie).
Te stateczki maja np krazownicze dzioby i rufy. Krazowniczy dziob w Polsce widzialem tylko raz.
Byl to Stary poniemiecki stateczek na Ilawce w Ilawie, tez byl piekny. Dla Waszej Ladoludkowej informacji,
krazowniczy dziob jest odwrotny niz „normalnie” spotykany teraz, ciezko to wytlumaczyc, ale jest po prostu
podbny do pluga, czyli jakby patrzec w kieubku ruchu
-> / tak jest teraz
-> \ tak bylo kiedys, krazowniczy dziob.
I tak pewnie nie zrozumieliscie, ale trodno, widocznie tak ma byc.
Niechetnie, ale powiem co to byla krazownicza rofa. Teraz rufa jest plaska, zbodowana w poprzek statku,
kiedys byla zaokraglona, jakby drogi dziob, tylko miej ostry, krazowniczy.
Ciezko mi to wytlumaczyc ladoludkom, ale wyobrazcie sobie, ze parkujecie gdzies w srodku Warszawki i nagle
widzicie, ze wszystkie samochody zaparkowane przed i za wami to tylko Syrenki i Warszawy.
No to ja wlasnie to mam, tylko to co jest za mna i przede mna jest 100 razy ladniejsze niz stare syrenki.
To sa stare statki, statki z dusza, i ta dusza z nich wydziera, to prostu widac.
P.S.
Zagadka:
Co to jest szersztok????
Za prawidlowa odpowiedz ibdywidualna „NORMALNA” pocztowka z KaraibowNiestety w dobie internetu zagadka jest chyba za latwa, ale slowo sie zeklo,
pocztowka bedzie.brgds Capt. Leszek Polczyk

Dziennik No 15 (a)

No to mamy chyba prawdziwe zawody.
Jak sie okazuje internet nie jest NIEZAWODNY. Wiem co to sa szersztoki, dla ulatwienia dodam, ze na stakach

morskich (nie rzecznych) sluzylo to do uszczelniania ladowni. Slowo pomocnicze „Lasze” (Lashe???)
No i dalej czekam, zaczyna ty byc ciekawe.
A’propos, podaliscie mi wszyscy te sam a bledna odpowiedz.
Ja nie mam internetu, a i tak wiem
co to sa szersztoki na morzu (nikt nie wie, co to byly „Szypolki” wg pana Lema.)
I to jest ta roznica miedzy ladoludkiem i ludkiem. (Nie odnosi sie do „Szypolek”, tego nie wie nikt).
Specjalnie dla Zosi:
chodze na bosaka, jak tylko moge, mam juz na stopach chyba wszystkie okoliczne grzyby.

W koncu to sezon grzybobrania.

brgds Capt. Leszek Polczyk


Dziennik No 15 (b)Dzien dobry Wszystkim.

Jak widze, to Zygmunt jest najblizej pocztowki.
To chyba bedzie najwartosciowsza pocztowk jaka KTOS otrzyma.
Jak na razie to Zygmunt
Sugeruje nawiazanie lacznosci z jakims „starym” kapitanem przez net, moze pomoze.

brgds Capt. Leszek Polczyk


Dziennik No 16
Gdziez miedzy Sw Krzyzem i Sw Tomaszem
Wlasnie opuscilem Sw Marcina, kurcze pieczone w pysk, jeszcze chwila I JA BEDE JAKIS SWIETY.
Ale Sw Marcin byl naprawde sympatyczny, to jednak Europa, aczkolwiek moze brzmiec dziwnie.
Saint Marten lub Sint Martheen, jak kto woli to NASZA EUROPEJSKA kolonia??? lub jak to lubia nazywac
Francuzi „zamorska posiadlosc”. I jest to chyba najsympatyczniejsza wysepka z tych, ktore odwiedzilem.
To naprawde Europa, no prawie, Europa jest zimniejsza. Jest czysciutko, schludnie i milutko.
wszystko jest malenkie, domki uliczki port, i kolorowo jak w obrazach Gogaina lub innego Van Gogha.
A propos, wyspa jest malenka, a i tak jest jeszcze podzielona na dwie czesci, Francuska i Cholenderska.
Co jest smieszne Francuska czesc ma prad 230 V i jest pierunsko droga, czesc Cholenderska ma 115 V
i jest tzw rajem zakupowym. To znaczy, przyplywaja tu Cruizery (Statki Pasazerskie) w celach zakupowych.
Aktualnie byl tylko jeden Cruizer (jakies 3000 pasazerow) i w miasteczku bylo widac te turystyczna stonke.
Byli wszedzie, ale nawet nie bardzo przeszkadzali, jeden Cruizer, to chyba optymalna liczba.

Nabrzeze jest przygotowane na 4 (4×3000=12000 to musi byc kociol) Po prostu laza i robia zakupy.

Ja kupilem tylko kapelusz za 20 USD (cena jak w Polsce w Krakowie, ale lepsza jakosc), i mam nadzieje tu

jeszcze wrocic i zrobic jakies wieksze zakupy. Ceny sa naprawde atrakcyjne. Wszystko bez cla i VATu.

Jak wracalem na statek zaszedlem do Chinskiego baru na steka. Maja tu fantastyczne steki, to chyba jedyna

rzecz, ktorej mi brakuje w Polsce. Dooooobry stek. Nasze sa, w porownaniu, do dupy.
Jak czekalem na steka patrzylem sobie na sasiadow. Mialem trzech, sami Chinczycy, kazdy z laptopem.
Siedzieli przy trzech oddzielnych stolikach i kazdy z nich walil w klawiature swojego laptopa.
Jak sie zorientowalem byli z jednej firmy i mieli wlasnie przerwe obiadowa.
Nawet niby od czsu do czasu sie do sibie odzywali (stad wiedzialem, ze sie znaja), ale jak tak ma wygladac

NASZE przyszle zycie, to mam to w dupie i chce wrocic w wiek 20-ty.

Te sytuacje sa szokujace dla mnie. Szokujace jest jak mam problemy z wycofaniem statku z portu, a Pilot,

ktory niby mial to zrobic, gada przez komorke z jakims ladoludkiem niewiadomo o czym, bo mi nie powiedzial.
Skonczylo sie na tym, ze on gadal, a ja w tzw miedzyczasie po cichutku zrobilem jego robote, czyli wycofale

statek. Mozna i tak, ale dla mnie jest to smieszne tylko.

Chyba jestem ludkiem starej daty, jakims dinozaurem na wyginieciu. Smiesznym czlowieczkiem, ktory sam cumuje
i odcumowuje statek w porcie tylko dla tego, ze umie to zrobic i nie lubie czekac na SERVICE.
Nie do wiary, ale ONI maja placone obojetnie kto to zrobi. Tak tak, to nie pomylka, jak ONI zacumuja statek maja za to zaplacone. Jak JA zacumuje statek ONI MAJA I TAK ZAPLACONE ZA CUMOWNIE.
Z tego co do mnie dociera, to MNIE LUBIA, robie ich robote, a oni sa zaplaceni.

NIENAWIDZE CZEKANIA NA COKOLWIEK

brgds Capt. Leszek Polczyk


Dziennik No 17Zdecydowanie wygral Zygmunt.

Moze nie bylo to akurat dokladnie to, czego oczkiwalem, ale byl najblizej.
Jak sie okazuje internet nie jest niezawodny. I istnieja na Swiecie rzeczy, ktore nie istnieja
w internecie. Szersztok to taka po prostu decha, Kawal grubej dechy przycietej na wymiar swiatloluku (Skylight-u). Kiedys, daaawno temu bylo to zamknieciem ladowni, kladlo sie Szersztoki w swiatlo luku,

potem to bylo przykrywane plotnem zaglowym a na koncu mocowane za pomoca Laszy i klinow do komingsu.
Konstrukcja Luku/Komingsu na to pozwalala.
 
Pewnie niewiele zrozumieliscie, ale jak mowia Francuzi:
„Moze to i nieprawda, ale brzmi swietnie”.
To jedno z niewielu francuskich powiedzen, ktore lubie.Pocztowka dla Zygmunta jest juz wypelniona nie moge tylko tego wyslac, fizycznie nie mam jak.
Jaaaacek jako nagrode pocieszenia za definicje Szersztoka bedzie mial uscisk dloni Kapitana.
jak tylko wroci on (Kapitan) do domu z wlasnym oswojonym Szersztokiem.Co do zachowania Szersztoka, to nic nie gwarantuje, niby wedlug opisu Jacka sa lagodne, ale moja opinia
sie z tym mija. W kazdym razie jakby Jacek stracil cos (Noge, oko, inne PRECIOZA) to tu na Karaibach polowa populacji to ma (Przez Szersztoki), a ja nie biore odpowiedzialnosci.Tak wiec w dobie internetu i globalnej wioski moze sie on (Jack-cek) przeniesc i robic tu za
Jack’a Sparrowa w nastepnej czesci mojego ulubionego filmu.

Ktora niewatpliwie nastapi, jak moj ulubiony Ciag Dalszy.

brgds Capt. Leszek Polczyk


Dziennik No 18
I znowu Karaiby, nic tylko te Karaiby i Karaiby. Teraz dla odmiany Ponce, drugie co do wielkosci miasto
na puerto Rico, okolo 300 000 mieszkancow, jak na Karaiby to duze.
Kiedys tu juz nawet bylem, jeszcze za 2-go oficera daaaawno daawno temu. Duzo sie zmienilo, sam nie wiem
na kozysc, czy na niekozysc. Jest to takie mieszane uczucie, teraz to jest prawie AAAAAAmeryka widac
po ludziach wzrost zamoznosci, poczucie wiekszego bezpieczenstwa socjalnego. To naprawde widac,
zycie stalo sie bezpieczniejsze, bardziej zamozne. A jednoczesnie czegos zal. Bardzo trudno to wyrzic,
ale cos minello. I nie jest to tylko kwestia mojej przeminietej mlodosci.
Dzisiaj pojechalem z Agentem o 18-tej do Downtown, cos jak nasza starowka.
TO JEST MARTWE, to po prostu nie zyje, trzy osoby na krzyz jakis kopniety w glowke Sw Mikolaj
i przepiekna PUSTA architektora. Niech ktos z Was sprobuje sobie wyobrazic pusta Starowke w Warszawie
w srodku lata o godz 18-tej. Ale TAKA NAPRAWDE PUSTA, NO POWIEDZMY 8 OSOB NA CALYM STARYM MIESCIE
Ludzie tu stracili SWOJA tozsamosc, a z Amerykanskiej wzielli to co najgorsze (ale za to najlatwiejsze). Amerykanie wbrew pozorom sa dosyc wesolym narodkiem, lubia wspolne lokalne zabawy.
Tutaj to istnialo, ba nawet bardziej wyraziscie niz w USA. Ale po przylaczeniu zaczeli brac z Kontynentu pieniadze, a co za tym idzie reklamy wzorce do nasladowania z TV itd. To ich zabilo.
Bylem dzis na jakims takim lokalnym koncercie. Spiewali nawet przyzwoicie, oni chyba po prostu inaczej nieumieja, ale bylo to zero spontanicznosci. Zero latynoskiej radosci, takie bla bla bla do kotleta
(z francuskim akcentem na ostatnia litere), takie Pieprzenie o Szopeniebo miasto daje forse,
to trzeba cos odwalic. Koncert byl TROJWYMIAROWY: Jednoczesnie grali przyjemna latynoska muzyczke,
do tego 2-ch gosci malowalo obraz przedstawiajacy 3 drzwi (chyba do lasu) a jaki ostatni performer byl jakis
pogibany raper. Zabawne bylo jak w pewnym momencie do mikrofonu dorwal sie jakis z lekka radioaktywny gosc
z publiki (gzdies tak kolo 70-tki) i zaczal rapowac w starym rytmie.
To tak jakby w Polsce jakis ludowy spiewak rapowal do oberka. Nawet niezle mu szlo, dostal duuuze brawa.
To co sie dzieje z mlodzieza, przechodzi wszelkie pojecie. Jak widzisz szczupla kobiete z daleka,
na 80% jest po 50-tce. Mlode dziewczyny to PONTONY. Zywe reklamy Opon Michelin’a.
Cos co Marcin zauwazyl po wizycie w Szkocji, Ladna Mloda Buzia a ponizej szyi Danuska Rin albo inna Geslerka. Co najbardziej przeraza, to to, ze oni wygladaja na szczesliwych.
A ja po 13-tu latach od ostatniej wizyty w Ponce, uwazam, ze nie bardzo maja chyba z czego byc.
Z drugiej strony, jak patrze na siebie, to ta MAAAAAAALA stabilizacja cos w czlowieku chyba zabija.
Zycze Jackowi, zeby spelnil swoje mazenia. Moze mi sie uda jakos zalapac z nim choc na miesiac.
Pare dni temu widzialem jacht w sztormie, takim malym sztormie, ale jednak sztormie, robilo wrazenie.
Jak powiedzial Arystoteles: „Nieszczesny, bedziesz mial to, czego pragniesz”
Sam nie wiem czy to dotyczy mnie i Jacka, czy nieszcesnikow z Puerto Rico????? brgds Capt. Leszek Polczyk