Dziennik No. 6
Witam jak zwykle wiernych subskrybentów naszym ukochanym kraju. Tym razem z kraju Kapitana Jacka Sparrow. Czyli z Trynidadu i Tobago. Takie dwie zabawne wysepki na Karaibach, nawet nazwa miejsca sie zgadza z filmem Piraci z Karaibów. Jestem aktualnie na kotwicy w zatoce Charunaga Bay, a scislej mówiac w malenkiej koralowej zatoczce Coral Bay, która jest czescia Charunaga Bay.
Ale zacznijmy od początku.
Tak w ogóle, to przylecialem na Trynidad 11-tego sierpnia i najpierw siedzialem sobie 3 dni w hotelu. Nie moge narzekac, bylo sympatycznie. Hotel 3-gwiazdki Hilton Plaza z wlasnym basenem w ksztalcie trójlistnej koniczynki z siedzonkami w wodzie, takimi, ze mozna sobie usiasc i wypic drinka w basenie bez koniecznosci wychodzenia i wlasna silownia (korzystalem tylko z basenu). Jednym slowem bajka. No ale kazda bajka ma swój koniec, moja tez sie skonczyla. Niestety dosyc szybko.
Mój nowy statek nazywa sie Sydney Marie i nosi
Panamska bandere (teraz jestem Panamczykiem).
Sydney Marie zostala zbudowana w Norwegii w 1976 roku,
jest wiec, jak na statek dosyc leciwa.
Ma to swoje zle i dobre strony.
Zla strona, to fakt, ze jest wiekowa i wszystkie
urzadzenia na statku maja swój wiek i sie psuja.
Taka jest kolej rzeczy.
Dobra strona, to fakt, ze w 1976-tym roku statki byly
jeszcze budowane dla marynarzy i do przewozenia
towarów. Teraz sa budowane tylko do przewozenia towarów.
Nikt sie nie przejmuje zaloga. Niestety dziala to
w dwie strony, dzisiejsze zalogi nie przejmuja sie
statkami i ma to swoje konsekwencje.
Tak wiec w konsekwencji mam na statku mahoniowe drzwi i mosiezne klamki.Problem, to brak odpowiedniego utrzymania. Statek jest po prostu brudny i zaniedbany, potwornie zaniedbany. Ktos do tego dopuscil, niestety moja w tym glowa, zeby to wszystko wyprowadzic na dobra droge.
Mój nowy adres jest w naglówku, nie bójcie sie go uzywac, jeszcze nie mam chandry,
ale z przyjemnoscia bym sobie poczytal jakies widomosci od Was.
Z marynarskim pozdrowieniem Leszek
brgds Capt. Leszek Polczyk
03.09.2011
Prawie na Sw Krzyzu.
Tak patrze sobie czasami na mape I dochodze do wniosku, ze jestem w najbardziej swietym rejonie na Swiecie, tu wszystko jest swiete. Teraz plyne na St Croix (Sw Krzyz), czyli jedna z Amerykanskich Wysp Dziewiczych (to nalezy do USA). Nazwy myla, wszystko tu sie mieszalo, jakas wyspa byla sobie spokojnie na oceanie z tubylcami palmami i papugajami, a potem nagle przyplywja jacys brodaci Konkwistadorzy i nazywaja ja Trinidad(Trojca, w domysle oczywiscie Swieta), potem na nich napadaja Francuzi i po szybkim zwyciestwie zakladaja miasteczko St Piere (czyli swiety Piotr) z ktorego dwa dni temu wyplynalem, tych z kolei wypieraja Angole, wlasciwie wszystko jest juz nazwane, wiec zeby bylo wiadomo, ze tu byli wprowadzaja ruch lewostronny. Co ciekawe nikt nie zmienial raz nadanych nazw, jesli oczywiscie nie liczyc barbarzynskich nazw tubylcow, ktorzy zreszta zostali dosyc szybko wyrznieci, tak wiec nie mial kto sie o oryginalne nazwy upomniec. Wiekszosc nazw na Trinidadzie jest Hiszpanska, mimo, ze mowi sie tu po angielsku.
Tak wiec plyne sobie na ten Swiety Krzyz I poki co mam chyba pierwszy i ostatni dzien w miare swietego
spokoju. Wyglada na to, ze wdepnalem w niezle szambo i tak szczerze mowiac
to nie bardzo wiem co z tym zrobic.
Przeklenstwem statku jest rotacja, 2 dni w porcie 1,5 dnia plyniecia, 1.5 dnia w porcie 2 dni plyniecia.
Wyglada na to, ze te prawie 3 tygodnie napraw na Trynidadzie to byl nalspokojniejszy okres tego kontraktu.
Nawet Kompania nie przynudzala, mieli bezposredni kontakt z superintendentami na burcie,
a ja “sie wdrazalem”.
Tak wiec powinienem byc zupelnie wdrozony, ale jakos sie nie czuje. Jednak czytanie instrukcji,
bez praktycznego jej wdrazania to jak lizanie loda przez szybe.
Tak wiec w tej chwili ze wzgledu na koniec miesiaca mam rytualna wymiane maili: – wysylam wam, maila, sprawdzcie czy w rozliczeniu wszystko OK
– nie jest OK, filipki maja byc w kolumnie 20, a rezta w 19-tej
– OK zmienilem, czy wszytko OK
– Nie jest OK, Oiler ma naliczony za duzy allotment.
– ……. No czekam, napiszcie mi jaki ma byc ten allotment, to wy znacie wysokosc allotmentow, a nie ja
– Acha, ma byc 683 USD
Itd itd, ale generalnie sie nie przejmuje, choc sa jeszce sprawy, a scislej mowiac ludzie, ktorzy mnie wkurzaja. Aktualnie wkurza mnie Kuba Wyspa jak Wulkan Goraca, a scislej mowiac jej dwaj przedstawiciele na pokladzie czyli moje chiefy. No ale to juz moze innom razom.
W tej chwili przygotowuje sie do wachty, bo tu je trzymam, to nawet dobrze, musialem sobie w praktyce
przypomniec cala nawigacje. Bedziejak znalazl jak juz Jacek kupi ten jacht i postawi go gdzies na Karaibach.
To wogole dobre miejsce na urzadzenie Wigilii, raz, ze ma sie do wyboru wszystkie Swiete wyspy, a dwa,
wtedy jest tu milo, teraz jest za cieplo, w dzien ciagle okolo 36, w nocy nie spada ponizej 27.
Przeklenstwo, he he he.
Ale w okolicach grudnia temperaturka stabilizuje sie na poziomie 24 stopni i jest naprawde fajnie.
Tak naprawde to jakos ciezko mi sobie wyobrazic Boze Narodzenie poza Polska, bez sniegu i z jakimis
obrzydliwymi temperaturami typu 24 stopnie.
brgds Capt. Leszek Polczyk
------------------------------------------------------------------------------
Ahoj
Tak wiec plyne sobie spokojnie spowrotem na Trinidad. Wczoraj zaladowalismy 2700 ton gipsu i dzisiaj rano wyplynelismy z Barahony (Dominikana). Barahona generalnie mi sie podobala, jest to miejsce z gatunku, ktory lubie. Male miasteczko, wszystko w zasiegu reki i dosyc tanie. Tak wiec zrobilem troche zakupow na statek. Np glebokie talerze do zupy, tu byly po 1USD za sztuke, w USA placilem po 6 USD i w dodatku byly tylko plaskie, a na statku byl tylko jeden gleboki talerz uzywany przez wszystkich na zmiane. Tak w ogole to statek jest potwornie zaniedbany, brakuje wszystkiego, poczawszy od narzedzi, a skonczywszy na poscieli. Powoli to wszystko kupuje, ale mam z tym problemy,. Np wiekszosc swietych wysp ma amerykanski system elektryki, czyli 110 V, zeby modz uzywac nazedzi musze miec do kazdego konwerter 110->220 V. Polowa kranow na statku cieknie lub jest w stanie nie do uzycia, ale nie moge kupic takich, zeby pasowaly do naszego systemu hydraulicznego, to jest przeklenswo.
Jest jak bosman do potegi, dawno nie widzialem takiego idioty.
Przyklad:
W Claxton Bay musielismy naprawic kotwice, zeby to zrobic trzeba bylo ja polozyc na pontonie, a potem
Tego typu kwiatki mam co chwile, udalo mu sie juz zepsuc boczne kompasy (porzadne niemieckie Anshuze)
Normalnie sie goscia boje i wyglada na to, ze bedziemy sie musieli rozstac i to bynajmniej nie za
jego na dodatek i zastanawiac sie co mu strzeli do glowy.
No i tym optymistycznym akcentem bede konczyl.
brgds Capt. Leszek Polczyk
Na morzu 23.09.2011
No to w koncu odwiedzilem Dominike, wlasciwie to Dominice.
Chyba nawet tu juz kiedys bylem w glownym porcie Roseau. Powoli zaczynam tracic rachube tych odwiedzonych portow. Teraz bylismy tylko w takiej malenkiej dziurze o pieknej nazwie Point Michele. Jak zwykle wszystkie nazwy francuskie, ale mowia tu czyms co przypomina angielski. Dominica to podobno najladniejsza z wysp karaibskich. Ma tylko 360 km kwadratowych (czyli ca 1/1000 Polski) ale za to rownierz 360 rzeczek i strumieni. Niestety tym razem nie dane mi bylo nawet postawic nogi na ladzie. Przyplynelismy o 20-tej, a o 6-tej rano bylo po wszystkim. Ale moge potwierdzic, ze z pewnej odleglosci wyglada naprawde ladnie. Jest bardzo gorzysta, gorki niewielkie, ale strome i bardzo zielona. To pewnie przez te strumienie i cieplo. Tak wogole to klimat jest tu bardzo wilgotny, a poszczegolne wysepki latwo z daleka zauwazyc bo nad kazda unosi sie pioropusz chmur, pewnie z wody parujacej z roslin i strumykow.Nawet jak niebo jest bezchmurne to kazda wysepka ma swoja chmurowa czapeczke i jest lekko zamglona. Taki urok. Ma to tez swoje zle strony, z klimatyzacji na statku woda tez sie leje strumieniami. Nawet myslalem, zeby ja jakos skierowac do naszych zbiornikow na slodka wode (mamy jej zawsze za malo) a byloby to ladne kilkaset litrow dziennie z trzech niezaleznych klimatyzacji.A propos slodkiej wody, to mialem ostatnio "zdarzenie", jak zwykle bohaterem byl moj przyjaciel z Buena Vista Social Club (Habana).
Poniewarz na Trynidadzie slodka woda jest relatywnie tania, wiec po oproznieniu statku z ladunku kazalem napelnic oba zbiorniki.Jakos dwa dni pozniej poszedlem do pralni (najnizszy poziom nadbudowki) i zauwazylem, ze caly najnizszy korytarz jest w wodzie.
Zawolalem przyjaciela chlopca biedronke i spytalem co jest grane??? - no przecierz to normalne, jak sie napelni lewy zbiornik do pelna to woda sie wlewa do korytarzy bo gdzies jest dziura. - sorry ale jak o tym wiedziales, to po co napelniales zbiornik do pelna, jak i tak wiedziales, ze ta woda wycieknie??? - to proste, TY kazales napelnic zbiorniki na maxa.
Cholera, teoretycznie to on ma nawet racje.
brgds Capt. Leszek Polczyk
“Obys zyl w ciekawych czasach”. No to zyje, czasy sa ciekawe, a czasami za bardzo ciekawe.
Najpierw mialem wizyte prawdziwych panow Piratow. Panowie Piratowie, (Piraci????) przyplyneli do nas wieczorkiem, kiedy juz nie bylo zbyt goraco, zeby dzwigac te przeklete lupy w jakiejs normalnej temperaturze, a nie pocic sie w 45-ciu w sloncu. W koncu zwiazki zawodowe Piratow tez maja cos do powiedzenia. Tak wiec przyplyneli na dwoch lodkach po jednej z kazdej strony statku. Wsiedli na statek (okolo 10 Piratkow) i od razu zabrali sie do roboty, tacy skubani byli pracowici, normalnie zero jakiegos papieroska, pogaduszki, wypelniania formularzy o koniecznosci dokonania rabunku, czy czegos takiego, tylko robota i robota. Jak w 19-tym wieku. Poniewaz moj czifek oficerek ( z Kuby Wyspy Jak Wulkan Goracej) ich zauwazyl natychmiast oglosil alarm, po czym sam jako forpoczta tudziez zwiadowczyk ruszyl przeciwko Piratom niczym Longinus Podbitieta na Tatarow. Za nim pobiegl drugi zwiadowczyk z Kuby Wyspy itd itd czyli czifek inzynierek, ja bieglem jako trzeci idiota. Co ciekawe Filipki sie nie za bardzo kwapily, pewnie dlatego, ze wiedzieli co nas czeka, a czekala nas niespodzianka. Jak Czifek Oficerek juz byl wystarczajaco blisko chlopcy pokazali mu dosyc duze maczety i pokazali mu co z nimi zrobia jak bedzie w zasiegu. Czifek przystopowal, po czym odwrocil sie i spokojnie zaczal podazac spowrotem w kierunku nabudowki. Pozostali idioci czyli czifek inzynierek i ja zrobilismy to samo (tlok sie taaaaki zrobil w przejsciu, ze nie moglem sobie zrobic dostepu do Piratow i z nimi powalczyc, a mialem szczera ochote – teraz klamie).
Tak wiec, jak juz wiedzialem, ze chlopcy chca tylko naszych zapasow farby, a nie rznac mordowac I GWALCIC (jak to Piraci). To sobie spokojnie poszedlem na mostek i powiadomilem miejscowa policje. Policja jak to policja powiedziala, ze przyjella meldunek i powiadomi mnie o zlapaniu opryszkow, jak tylko zostana zlapani, czyli nigdy. W miedzyczasie patrzyllismy sobie jak piraci oprozniaja nasz magazynek farb. Nastepnym razem poprosze, zeby przyplyneli w czasie dnia, to sobie zrobie pare zdjec z imi. Im nie zaszkodzi, a ja bede mial pamiatke. A potem nastapilo najgorsze, jak sobie wspominam, to az mnie dreszcze, ciarki i mrowienie przechodza. Piraci odplyneli, a ja musialem wypelnic wszystkie kompanijne formularze, ktore w jakikolwiek sposob mogly byc zwiazane z Piractwem. Czysty Horror, Ruja i Porobstwo. 2 dni bezsensownej roboty. Nastepnym razem kaze Piratom to wypelniac, moze nas zostawia w spokoju. W nastepnym odcinku: Jak wywalilem ze statku Pilota na zbity ryj i pierwszy raz w zyciu samodzienie zacumowalem statek w ciezkich warunkach.
Tez HORRRRRROR, dla ladoludkow powyzej 7-miu lat.
brgds Capt. Leszek Polczyk
Pan Pilot
Do czego sluzy pilot, normalnie dla kazdego ladoludka pilot sluzy do zmiany kanaloww telewizorze.
Wbrew pozorom nie jest to podstawowe znaczenie tego slowa, no moze nie bylo,bo teraz to juz chyba jest.
Ale Pilot jako taki moze byc rownierz ludkiem, ktory kieruje samolotem, na przyklad.To tylko tak gwoli
przypomnienia.
Na statku Pilot generalnie sluzy do przycumowania i odcumowania statku.
Naogol jest to ex kapitan, ktory po prostu mial dosyc plywania po morzach ioceanach i postanowil sobie
plywac tylko lokalnie. Albo ludek specjalnie przeszkolony do tych akcji. Normalnie sa to ludki morskie
z wielkim lokanym doswiadczeniem. Wiedza wszystko o pradach, zmiennych glebokosciach i innych lokalnych
anomaliach. Normalnie sa wielka pomoca dla kapitana w czasie najbardziej niebezpiecznej czesci kazdej
podrozy czyli zacumowania i odcumowania.
Status panow Pilotow jest dosyc dziwny, naogol po prostu robie to co mi kaza zrobic, ale z drugiej strony to ja jako Kapitan jestem odpowiedzialny za wszystko. W mysl prawa jak cos spieprza, to moge ich pociagnac na drodze cywilno prawnej, na zasadzie prywatnego powodztwa.
Tak juz jest i NORMALNIE to to wbrew pozorom dziala. Dziala do czasu az sie zepsuje i przestaje byc NORMALNIE.
28-go wrzesnia na statek wszedl Pan Pilot o wdziecznym nazwisku Archer (Lucznik) wielki czarny bardzo
nieszczesliwy murzyn, zameldowal sie o 0450 pomimo, ze dzien wczesniej zapowiedzial swoja wizyte na 0600
rano wystartowanie statku nie jest takie jak samochodu, to od pol do jednej godziny.
Na dzien dobry Lucznik powiedzial mi, ze jest bardzo nieszczesliwy, ze musi tu byc, zmilczalem. Podroz do portu to okolo 100 mil (185 km), jakies 15 godzin. Pan Pilot byl nieszczesliwy przez caly ten czas i dawal mi to odczuc. W koncu nadszedl ten dlugo oczekiwany moment zacumowania, no i zaczelly sie schody. Pierwsza lina zostala podana na lodke zeby ja docholowac do brzegu, mial to byc szpring, czyli lina patrzaca z dziobu w kierunku rufy, szpring rufowy patrzy z rufy w kierunku dziobu, razem utrzymuja statek w pozycji wzdloz kei. Liny dziobowe i rufowe trzymaja statek przy kei. Na dzien dobry chlopcy z lodki sie pomylili i chcieli to zamocowac jako line dziobowa. Prosta pomylka lub nieporozumienie, dla Lucznika stalo sie to wielkim problemem zaczal WRZESZCZEC, i od tego momentu poczawszy nigdy nie przestal, WRZESZCZAL caly czas.
Po latach spedzonych na morzu wiem, ze WRZASK nie pomaga, ba, wrecz przeciwnie wprowadza nerwowosc i zamieszanie. Nie jeden raz mialem extremalna ochote zaczac wrzeszczec, to daje jedna jedyna rzecz, rozladowanie mojego wewnetrznego stresu. Niestety, nie moge sobie na to pozwolic, chocby nie wiem co sie dzialo musze wydawac komendy spokojnym, zrozumialym dla wszystkich tonem.
To jest mocno frustrujace i nabyte przez naprawde lata praktyki, ja nigdy nie wrzeszcze (no prawie nigdy, jak zobaczycie dalej), czasami slysze na UKF-ce wrzaski roznych ludkow i jedyne co mi wtedy przychodzi do glowy jest: UNPROFESSIONAL. No ale wrocmy do historii. Tak wiec Pan Czarny Lucznik wrzeszczy, statek powoli zbliza sie do barki przed nami, a ja w dalszym ciagu wypelniam jego (Lucznika) polecenia. Po paru minutach statek przypieprza w barke zacumowna przy nabrzezu przed nami, a po nastepnych paru sekundach w cholownik zacumowany do barki. Mam juz z lekka dosyc, informuj Lucznika, ze ma przestac WRZESZCZEC, bo nie jestem w stanie porozumiec sie z dziobem i rufa przez jego wrzaski. Po nastepnych paru minutach dziob statku jest jakies 30 metrow od kei, za to mam rufe w buszu po drugiej stronie rzeki (byla taka ksiazka “Kapitanie rufa w krzakach”, no to to wlasnie mialem).
Czarny Lucznik nie jest w stanie wydac sensownych rozkazow, wiec jeszcze spokojnie mu mowie zeby sobie dal spokoj, a ja to skoncze. Na pare sekund pomoglo, na niezbyt dlugo niestety. Jak podejrzewam on nigdy nie byl w sytuacji, ze kapitan nie potrzebuje jego pomocy. Tak wiec zaczalem to konczyc po mojemu, niestety Lucznik nie dal sobie spokoju, zamiast sie zamknac i siedziec cicho zaczal znowu WRZESZCZEC jakies idiotyczne komendy. Teraz to juz mialem kompletnie dosyc, zrobilem specjalnie dla niego (i dla siebie w ramach antystresu) wyjatek i ZACZALEM WRZESZCZEC, wywrzeszczalem, ze jest “dismissed” (zwolniony) ze wszystkich obowiazkow, ja jestem “in command” (pelniacy obowiazki, jak bym przed tem nie byl!!!!!), a on ma natychmiast zniknac z moich oczu. Przykro powiedziec, ale jezyk, ktorego uzywalem jest poza wszelka cenzura, nie powinienem tego robic, czasami nerwy puszczaja, ale placa mi za to, zeby nie puszczaly i mam nadzieje, ze w przyszlosci to sie nie powtorzy.
Jak juz bede kogos wywalal to spokojnie i z usmiechem na ustach.
No ale tak czy siak pomoglo, zniknal, aczkolwiek niechetnie, gdyby nie zniknal mialem szczery zamiar zawolac zaloge i zamknac goscia w pustej kabinie (silom i godnosciom osobistom, jak mowil sp Kobuszewski). Na dowidzenia powiedzial, ze nasle na mnie PSC (Port State Control, to cos jak polski NIK). Tak wiec po nastepnych 15-tu minutach zacumowalem statek. A potem to juz byl tylko HORROR, musialem przez nastepne pare godzin wypelniac papiery, dlaczego wyrzucilem Pilota, zreszta jeszcze tego nie skonczylem, te papiery sa mocno skomplikowane i wszystko musi isc przez lokalnego notariusza.
Rano mialem dyskusje z naszym agentem Kowalskim (Smith brzmi imie jego, tez czarny jak asfalt, ale bardzo mily facio). Po dlugiej dyskusji uzgodnilismy, ze jak pan Lucznik da sobie spokoj z PSC, to ja nie wysle Sea Protestu. Lucznik chyba zrozumial, ze jak to wysle, to jest skonczony, a ja naprawde nie mam ochoty nikogo zabijac.
brgds Capt. Leszek Polczyk
No to jestem w dzikiej Polodniowo Amerykanskiej Dziungli. Miejsce jest naprawde dziewicze. Plynie sie w gore rzeki 6 godzin i wokolo caly czas Dziungla i Dziungla. Naprawde mnustwo drzew i krzakow, ktorych kompletnie nie jestem w stanie rozpoznac. Rzadne z nich nieprzypomina drzew w Polsce. Maja dziwne ksztalty i owoce. Rzeka tez jest inna niz w Polsce. Przede wszystkim jest to rzeka plywowa.
Plyw, czyli morska woda wdziera sie dosyc gleboko w rzeke. Powoduje to, ze roslinki rosnace wzdluz nabrzezy musza byc przyzwyczajone do wody slodkiej i slonej. Te duze to sa chyba Mangrowce, ale glowy nie dam sobie uciac (ani niczego innego tez nie dam sobie uciac). Rzeka co jakis czas zmienia kolor, od amarantowego poprzez brudno brazowy do sliwkowego, taka prawie tecza. Zalezna od tego co do nij splywa z okolic. Na poczatku to nawet jeszcze byla cywilizacja. Piekna wieza ze Starozytnym Zegarem (chyba po Holendrach). A potem to juz bylo tylko bardziej i bardziej sympatycznie. Cywilizacja zaczella ustepowac. Pojawialy sie domki na palach Co jakies pol do jednego kilometra, domki sa sympatyczne, naogol z drewna i na palach zeby sie chronic przed wylewami. Kazdy domek ma wlasny pomost naogol zakonczony lodka. To jednak o wiele bardziej wodna cywilizacja niz nasza. Wlasciwie wszystko tu sie chyba obraca wokol wody, jest to glowna droga transportowa, normalne drogi niby sa, ale z tego co widze, to sa osiagalne dla jakis 30 gora 40% populacji. Reszta wiosluje. Naprawde wiosluje, tylko bogatszych stac na silnik do lodki, reszta, czyli okolo 50% populacji wiosluje jak w 19-tym wieku. No i moze tak jest lepiej????
Ludzie, ktorych tu widzialem nie wygladaja na nieszczesliwych, a raczej wrecz przeciwnie. Wiosluja sobie zeby odwiedzic znajomych, rodzine, zrobic zakupy albo skoczyc na dyskoteke. Widac, ze maja to we krwi. Najbardziej to mi przypomina programy Cejrowskiego, nie umiem tak ladnie i barwnie tego ubrac w slowa, ale to jest to. Tak sobie pomyslalem kiedy w koncu zobaczylem moj “PORT”. Port to jest po prostu dziura w nabrzezu. Nawet niezbyt duza dziura, taka, zeby zmiescic 80-cio metrowy statek. Wszystkie pacholki to po prostu pnie drzew. Gdybym sie mial zalozyc, czy to wogole jest legalna Kopalnia Piasku (Ladujemy Piasek), to mialbym watpliwosci. Wyglada to tak, jak gdyby ktos wycial kawal Dziungli, postawil pare koparek i robil biznes.
Z tego co wiem, to nawet na Mississippi w USA takie nielegalne sytuacje sa normalne, a co dopiero mowic o tutejszych warunkach??? Tak wiec mam znowu dziob i rufe w krzakach. A potem nastapila czesc rozrywkowa. Po paru minutach od zacumowania przyplynelly lodki z chandlarzami. Mieli to, co ta ziemia rodzi, ananasy, dzikie banany, Sweet Melony, kapuste, ogorki, wypcahne i zywe krokodyle itd. itp. Handel tu tez jest jak w 19-tym wieku, no moze juz nie chca paciorkow i stalowych gwozdzi, ale wlasciwie wszystko zostalo zakupione za “Disla”, czyli za paliwo, mam tego jakies 12 ton nadwyzki, tak wiec bylem “Bogatym Morski Ludkiem”, nawet moglem wybrzydzac, zwlaszcza jak sie zorientowali, ze wlasciwie, to wszystko i tak juz mam (kupilem niepotrzebnie w poprzednim porcie). Tak naprawde, to to jest caly urok takich miejsc, handlowanie, zartowanie, przekomazanie sie. Kontakt z miejscowymi, i to nie z boyem z hotelu, tylko z tymi prawdziwymi, ktorzy zeby zarobic pare groszy musza pare godzin pedalowac wioslami zeby do mnie dotrzec. Mam nadzieje, ze dalem im cos, to jest wazne, zeby ludziom cos dawac, np dawac zarobic. Nie za friko, tylko tak normalnie. Ty cos zrobiles, zeby przezyc, np nazbierales banany. Ja moge to kupic, za jakas normalna cene. Tutaj to dziala w sposob naturalny i naprawde bezposredni, nie ma kart bankowych, ani pieprzonych bankow nawet. Cala wymiana jest naturalna i oparta na zdrowych relacjach.
I wszystko byloby piekne, jak w 19-tym wieku, gdyby nie to 21-szo wieczne tempo. Takie mam wrazenie, ze nasze tempo zycia cos zabija. Chyba powoli zabija radosc z zycia i ochote do zycia. W tym tempie to po prostu przestaje sprawiac radosc.
Moze powinnismy zaczac sie nad tym czy warto????
brgds Capt. Leszek Polczyk
Dziennik No. 14Gdzies miedzy Swieta Lucja i Sw Tomaszem
I tak mi to zycie mija miedzy tymi wszystkimi swietymi. A zbliza sie powoli Wszystkich Swietych,
Opuscilem ostatnio Gergetown (Miasto Jerzego, niby nie napisano, ze swietego, ale poniewarz innych tu nie ma
,wiec przyjmuje, ze ten akurat tez byl swiety)
Miasto i nabrzeze bajkowe, jak w Piratch z Karaibow albo z innego podobnego filmu.
Miasto jak miasto, po prostu standardowy lokalny grajdolek, niewiele widzialem, bo jak zwykle nie bylo
Nabrzeze z drewna, grube dechy i ludki robiace dziury na sruby za pomoca wielkich recznych swidrow,
Do tego stateczki, mnustwo malych stateczkow. Stateczkow w roznym wieku i stanie.
Najstarszy, sadzac po ksztaltach, byl chyba gdzies z poczatku lat 30-tych poprzedniego 20-go wieku.
Te stare stateczki sa po prostu piekne, maja rzeczy, ktorych sie wspolczesnie nie spotyka.
Np szersztoki, ostatni raz widzialem szersztoki w 1985-tym roku, na ss Turlejskim, a statek byl zbudowany
Te stateczki maja np krazownicze dzioby i rufy. Krazowniczy dziob w Polsce widzialem tylko raz.
Byl to Stary poniemiecki stateczek na Ilawce w Ilawie, tez byl piekny. Dla Waszej Ladoludkowej informacji,
-> / tak jest teraz
-> \ tak bylo kiedys, krazowniczy dziob.
I tak pewnie nie zrozumieliscie, ale trodno, widocznie tak ma byc.
Ciezko mi to wytlumaczyc ladoludkom, ale wyobrazcie sobie, ze parkujecie gdzies w srodku Warszawki i nagle
No to ja wlasnie to mam, tylko to co jest za mna i przede mna jest 100 razy ladniejsze niz stare syrenki.
To sa stare statki, statki z dusza, i ta dusza z nich wydziera, to prostu widac.P.S.
Zagadka:
Co to jest szersztok????
Za prawidlowa odpowiedz ibdywidualna „NORMALNA” pocztowka z KaraibowNiestety w dobie internetu zagadka jest chyba za latwa, ale slowo sie zeklo,
pocztowka bedzie.brgds Capt. Leszek Polczyk
No to mamy chyba prawdziwe zawody.
Jak sie okazuje internet nie jest NIEZAWODNY. Wiem co to sa szersztoki, dla ulatwienia dodam, ze na stakach
No i dalej czekam, zaczyna ty byc ciekawe.
A’propos, podaliscie mi wszyscy te sam a bledna odpowiedz.Ja nie mam internetu, a i tak wiem co to sa szersztoki na morzu (nikt nie wie, co to byly „Szypolki” wg pana Lema.)
W koncu to sezon grzybobrania.
brgds Capt. Leszek Polczyk
Dziennik No 15 (b)Dzien dobry Wszystkim.
Jak widze, to Zygmunt jest najblizej pocztowki.
To chyba bedzie najwartosciowsza pocztowk jaka KTOS otrzyma.
Jak na razie to Zygmunt
Sugeruje nawiazanie lacznosci z jakims „starym” kapitanem przez net, moze pomoze.
brgds Capt. Leszek Polczyk
Wlasnie opuscilem Sw Marcina, kurcze pieczone w pysk, jeszcze chwila I JA BEDE JAKIS SWIETY.
Ale Sw Marcin byl naprawde sympatyczny, to jednak Europa, aczkolwiek moze brzmiec dziwnie.
Saint Marten lub Sint Martheen, jak kto woli to NASZA EUROPEJSKA kolonia??? lub jak to lubia nazywac
To naprawde Europa, no prawie, Europa jest zimniejsza. Jest czysciutko, schludnie i milutko.
wszystko jest malenkie, domki uliczki port, i kolorowo jak w obrazach Gogaina lub innego Van Gogha.
A propos, wyspa jest malenka, a i tak jest jeszcze podzielona na dwie czesci, Francuska i Cholenderska.
Nabrzeze jest przygotowane na 4 (4×3000=12000 to musi byc kociol) Po prostu laza i robia zakupy.
Ja kupilem tylko kapelusz za 20 USD (cena jak w Polsce w Krakowie, ale lepsza jakosc), i mam nadzieje tu
jeszcze wrocic i zrobic jakies wieksze zakupy. Ceny sa naprawde atrakcyjne. Wszystko bez cla i VATu.
Jak wracalem na statek zaszedlem do Chinskiego baru na steka. Maja tu fantastyczne steki, to chyba jedyna
NASZE przyszle zycie, to mam to w dupie i chce wrocic w wiek 20-ty.
Te sytuacje sa szokujace dla mnie. Szokujace jest jak mam problemy z wycofaniem statku z portu, a Pilot,
Skonczylo sie na tym, ze on gadal, a ja w tzw miedzyczasie po cichutku zrobilem jego robote, czyli wycofale
statek. Mozna i tak, ale dla mnie jest to smieszne tylko.
Chyba jestem ludkiem starej daty, jakims dinozaurem na wyginieciu. Smiesznym czlowieczkiem, ktory sam cumuje
i odcumowuje statek w porcie tylko dla tego, ze umie to zrobic i nie lubie czekac na SERVICE.
Nie do wiary, ale ONI maja placone obojetnie kto to zrobi. Tak tak, to nie pomylka, jak ONI zacumuja statek maja za to zaplacone. Jak JA zacumuje statek ONI MAJA I TAK ZAPLACONE ZA CUMOWNIE.
Z tego co do mnie dociera, to MNIE LUBIA, robie ich robote, a oni sa zaplaceni.
NIENAWIDZE CZEKANIA NA COKOLWIEK
brgds Capt. Leszek Polczyk
Dziennik No 17Zdecydowanie wygral Zygmunt.
Moze nie bylo to akurat dokladnie to, czego oczkiwalem, ale byl najblizej.
Jak sie okazuje internet nie jest niezawodny. I istnieja na Swiecie rzeczy, ktore nie istnieja
w internecie. Szersztok to taka po prostu decha, Kawal grubej dechy przycietej na wymiar swiatloluku (Skylight-u). Kiedys, daaawno temu bylo to zamknieciem ladowni, kladlo sie Szersztoki w swiatlo luku,
Konstrukcja Luku/Komingsu na to pozwalala.
„Moze to i nieprawda, ale brzmi swietnie”.
To jedno z niewielu francuskich powiedzen, ktore lubie.Pocztowka dla Zygmunta jest juz wypelniona nie moge tylko tego wyslac, fizycznie nie mam jak.Jaaaacek jako nagrode pocieszenia za definicje Szersztoka bedzie mial uscisk dloni Kapitana.
jak tylko wroci on (Kapitan) do domu z wlasnym oswojonym Szersztokiem.Co do zachowania Szersztoka, to nic nie gwarantuje, niby wedlug opisu Jacka sa lagodne, ale moja opinia
sie z tym mija. W kazdym razie jakby Jacek stracil cos (Noge, oko, inne PRECIOZA) to tu na Karaibach polowa populacji to ma (Przez Szersztoki), a ja nie biore odpowiedzialnosci.Tak wiec w dobie internetu i globalnej wioski moze sie on (Jack-cek) przeniesc i robic tu za
Ktora niewatpliwie nastapi, jak moj ulubiony Ciag Dalszy.
brgds Capt. Leszek Polczyk